Etap budowlany zaś, swoimi efektami kompletnie Stasia zdruzgotał. Na tym etapie, rzeczywistość wpychała Stasia w egzystencjalną przepaść. Zrozumiał bowiem, że w jego akcje, może inwestować tylko ślepy, głuchy i głupi inwestor. Inwestor, który tylko wtedy doznaje "szczytowania", jeśli traci zainwestowane środki. Gdy Stasio przechodził okres intelektualnych zawirowań, Jasio Skrzek tworzył formację "SBB". Jej przesłanie: "Szukaj, Burz, Buduj", odnalazło cokolwiek zagubionego Stasia i owładnęło nim. Stasio to przesłanie, przekuć postanowił w kompas własnej drogi. Niestety, jak zwykle towarzyszyło Stasiowi pasmo klęsk i upadków. Jak wcześniej wspomniał, Stasio był krótkowidzem z wadą postępującą przed nim i jeśli w ogóle coś znalazł, to tylko dlatego, że się o znalezisko potknął i przewracając na nim, nabił sobie guza. To zaś, co znalazł - psuł zanim odkrył, co jest w środku. Natomiast z wielką wprawą, Stasio wszystko burzył, bo burzenie wychodziło Stasiowi najlepiej i mógł się wreszcie w nim spełnić. O fazie budowania zaś, Stasio wspomina rzadko i niechętnie - nawet w swoim życiorysie. Stasio bowiem, poniósł kompletne fiasko w tej fazie. Jedyne co w niej zbudował, to podstawową - chociaż też ułomną! - komórkę społeczną ze swoją słodką Izoldą. Choć gdyby ona była przeciwnej płci, to by pewnie jej to "zwisało i powiewało" w przeciągach życia. Tylko ta wyklinana metresa, wierną mu będzie ponad wszelką wątpliwość, aż do "grobowej deski" - a obawiając się konsekwencji nagłego osamotnienia, ona dobrowolnie odejdzie wraz z nim. Tak więc nie znając nawet muzycznych odniesień Wagnera, Stasio odnalazł swoją Izoldę!! I to chyba jedyny sukces budowlanego zaangażowania Stasia.
Czy więc Stasio okazał się mężczyzną? Wydaje się teraz, że gdy wszelkie zawirowania życiowe, zajęły się głównie pogodą i szczytami klimatycznymi, to Stasio ma więcej czasu na konstruktywne rozmyślania. Ale Stasio jednak żałuje, że na etapie Podstawówki dał się ponieść ułudom rzeźby ciała, a zaniedbał dłubania w intelekcie. Tych kilka aktywnych komórek, które mu pozostały jeszcze na dyżurze, nie jest już w stanie wszystkiego obrobić. Stasio coraz częściej słyszy, jak w magazynie między uszami, Stasiowi "styki piorą". Wtedy Stasia zaczyna boleć głowa, bo przegrzane owłosienie, coraz gorzej chłodzi jego twardy dysk. Mimo więc, że coraz trudniej jest Stasiowi znaleźć odpowiedź na postawione pytanie, Stasio jednak się nie zniechęca. W tym celu przetrzepał całą, dostępną mu literaturę faktu (ze specjalistycznymi dziełami Michaliny Wisłockiej i "Kamasutrą" włącznie) oraz wsparł sie nawet opinią - uznawanych za biegłych w tym zakresie - profesorów Google'a i Firefox'a. Korzystając przede wszystkim z rozległej wiedzy tych ostatnich szacownych myślicieli, opublikowanej w ich internetowych dysertacjach, Stasio znalazł trzy podstawowe cechy, charakteryzujące mężczyznę: zasadzenie drzewa, budowa domu i spłodzenie potomka. Cechy te dokumentnie pogruchotały delikatną, psychiczną strukturę wnętrza Stasia.
Stasio już przy pierwszym kryterium, boleśnie zaliczył glebę - Stasio bowiem, drzewa nigdy nie zasadził, za to kilka skutecznie połamał. W okresie "Technikum" już się wprawdzie na obozie "OHP" za to zabierał, ale tak się tam artystycznie dziabnął sierpem w łydkę, że wymarzone męskie kryterium, spełnił już ktoś inny. Stasio poczuł wtedy, że Los sobie urządził z niego "śmichy-chichy" i Stasio przyrzekł w duchu, unikać w przyszłości wszelkich prac ogrodniczo-leśnych. Choć więc to kryterium, zdyskwalifikowało Stasia jako mężczyznę, Stasio odtąd był dumny ze swojej wytrwałości w dotrzymywaniu - danego sobie w młodości - słowa.
Kolejne kryterium, też wyślizgało Stasia z grona kandydatów do męskiego odłamu społeczeństwa. Zamiast zbudować dom, Stasio zasiedlił jakąś wolną norę, która stała się źródłem jego udręki i kolejną okazją rozrywki dla Losu. Stasio myślał, że oto złapał chwilowo "Boga za nogi", a niemal natychmiast Stasio poczuł niemiły odorek niedomytych, boskich stópek. Zamieszkał bowiem w centrum ustawicznego procesu remontowo-modernizacyjnego, w którym ostatni gwóźdź, wbić ma - podobno! - atomowy grzyb. Jednak Stasio liczy, że stąd ewakuuje się jednak trochę wcześniej.
Ostatecznie
Stasio też odpuścił sobie ostatnie kryterium. Arytmetykę w Podstawówce posiadł na tyle by wiedzieć, że nawet ewentualne jego zaliczenie "rzutem na taśmę", nie wyrówna i tak ujemnego bilansu całościowej oceny. Wprawdzie
próbował przedyskutować to ze swoją Izoldą, ale ta egoistycznie stwierdziła, że całkowicie wystarcza jej oddanie się Stasiowi i nie potrzebuje już kolejnych pampersów w prezencie. Musi, stwierdziła, mieć też trochę czasu dla własnego rozwoju i nie da z siebie zrobić służącej i Stasinego popychla!
Sukcesy na erotycznej niwie, są najczęściej pokłosiem życia towarzyskiego, w którym nieokiełznane rumaki "gry wstępnej", często harcują bez opamiętania harcowników! Do takiego wniosku badawczego, Stasio z umysłowym mozołem dotarł w wyniku licznych obserwacji osiągnięć rehabilitacyjnych sektora sanatoryjnego. Na dziurawej i wyboistej drodze na tę niwę, Stasiowi zdarzyło się tam niemal wszystko. W Długopolu był kaskaderem, wyskakującym z 1. piętra opustoszałej i zamkniętej na "cztery spusty" jednostki zabiegowej, w której - nie niepojony przez obsługę! - smacznie sobie dosypiał na tzw. leżakowni, po zabiegach borowinowych. Prowadząc samochód do Krynicy-Zdroju, odkrył w sobie pociąg pośpieszny do hazardu, przeciw Losowi stawiając na skrzyżowaniu własne życie oraz techniczne życie - Bogu ducha winnego! - pojazdu... i ów zakład wygrał!!! ( Lecz Los mu do dzisiaj nie może darować, tej swojej porażki!!). W Kołobrzegu stał się uznanym negocjatorem kryzysowym, gdy niemal tonąc, nakłonił jednak piłkę do powrotu i porzucenia myśli o azylu politycznym w Szwecji. Uszczęśliwione wtedy dziecko, nie wiedziało w co go ma całować - on bohatersko i kurczowo, przytrzymał się wówczas piasku plaży! W tym mieście, przypadkowo odkrył też "dwa grzyby w barszczu" - oba trudne do strawienia: postępującą głuchotę i kolejny pociąg pośpieszny do niemieckiej lingwistyki. Barszcz - spożywany w ramach owego nawiązywania kontaktów towarzyskich! - miał na imię Ane, które głuchnący w zastraszającym tempie Stasio, odebrał jako polskie, piękne imię Anna. O tym, że - jak mawia muzyk strojący instrument - coś tu nie gra, spostrzegawczy i dociekliwy Stasio zrozumiał już po trzech dniach wspólnego dogęszczania plaży. Mimo, bowiem, obopólnych, usilnych prób oraz wkładanego (nie tylko!) wysiłku, nie mogli jakoś znaleźć wspólnego języka w ustach i rozumieli się tak, jak oboje rozumieli wrzask otaczających ich mew. Stasio pośpiesznie więc nabył wtedy kolejny słownik do swojej domowej kolekcji i już pod koniec pobytu damy w Kołobrzegu, poznał jej nazwisko i mógł wydukać po niemiecku swoje. Tam też, ilekroć się pojawiał na plaży, był niemiłosiernie kąsany przez łabędzie i wspomniane mewy, wyśmiewany oraz głośno wyszydzany przez tę latającą huliganerię. Wszędzie zaś miano Stasia dość, próbując na różne sposoby pozbawić go życia. Sukcesu upatrywano, topiąc Stasia w basenach lub wannach, rażąc prądem lub dusząc wymyślnymi inhalacjami - a nawet, o zgrozo!!, próbując połamać Stasiowi wszystkie kości pod pretekstem rehabilitacyjnych ćwiczeń i leczniczych masaży. W takim Ciechocinku nawet, pod wydumanym pretekstem leczniczych właściwości komory kriogenicznej, kolanem w niej upychano Stasia w samych gaciach, próbując wymrozić - jeszcze harcującą! - ostatnią, wolną myśl w jego mózgu.
W Ciechocinku też, zbliżający się już do wieku ochronnego Stasio, niemal polizał towarzyskiego seksu grupowego (w purytańskich kręgach, zwanego: "wyuzdanym"!). Lecz Stasio i to przeżył! Z perspektywy swoich życiowych doświadczeń, Stasio wdzięczny jest jednak światowym ruchom klimatycznym - powrotu do zastosowanej przed laty "próby ognia" w piecu, z pewnością by on nie zaliczył! Stasio więc dotąd nie może uwierzyć, że dożył do tego momentu, w którym oczom całego świata, może odsłonić ogrom przebytych tortur, jakim był tam poddawany. Ale i on w tych wszystkich miejscach, pozostawił swój trwały ślad bytności - nie tylko w postaci fizjologicznych ekskrementów! Gdziekolwiek się, bowiem, Stasio pojawiał, tam palił parkiety taneczne w takim tempie, że jednostki straży pożarnej, nie nadążały z ich gaszeniem. Stasia zaczęto nękać różnymi afrontami i utrudnieniami: a to sala jest odpchlana, a to deratyzacja w sąsiedniej gminie, a to wszystkie kobiety "dziś są niedysponowane", a to światło ma właśnie zgasnąć, a to perkusista w trakcie wirtuozerskiego tremolo na werblu, podbił oko basiście w bufecie, itd., itd. Szczytem zaś tych narastających szykan i psychiczno-fizycznej agresji wobec Stasia, stały się decyzje administracyjno-własnościowe, dyskryminujące i eliminujące go z grona zapraszanych gości do lokali rozrywkowych. Zarządzający nimi oraz ich właściciele, posługując się jakże prymitywnym pretekstem likwidacji darmowych wieczorków muzycznych w tych lokalach sanatoryjnych, skutecznie pozbawiali Stasia możliwości zaprezentowania, przygotowywanych nocami, nowych układów choreograficznych. Stasio zrozumiał więc, że oto wytrącano mu brutalnie oręż z jego męskiej prawicy i skazywano go, na ugniatanie sobie życia towarzyskiego w rodzimych rejonach zamieszkania. Jednak to międlenie w tym tyglu, Stasiowi wyraźnie nie wychodziło i nadal ani myśli wyjść - twór Stasinego życia towarzyskiego, jest cukierniczym zakalcem i nie powala. Stasiowi jeszcze zdarza się czasami myśleć, że owo przereklamowane życie towarzyskie, bardziej mu przypomina tamtą (jakże już odległą!), jesień na Porodówce - też wokół taki sam chłód i to miejsce "gdzieś", w którym Świat miał wówczas (i nadal ma!) Stasia. Stasio nawet uważa, że chyba powinien przejąć strategię Świata i też tam mieć ten Świat. Niestety, Stasio już tyle wszystkiego tam napchał, że dla Świata nie ma już ani odrobiny wolnego miejsca - chyba, żeby próbować upychać kolanem! Tak więc towarzysko Stasio przyjmuje przede wszystkim wizyty moli i kotki sąsiadki z podobnej norki niżej, która przychodzi się rozejrzeć czy i gdzie, pozostawić Stasiowi jakiś prezent. Stasio jest szczęśliwy, jeśli użytkując norę, odkryje ów prezent zanim czas dokona jego fizycznego unicestwienia. Jeśli zaś Stasio zapragnie się spełnić w intelektualnej konwersacji, rozmawia sobie z własnym ego, bo reszta chamstwa nawet pyszczków nie otworzy - no, może kotka zdawkowo czasami coś miałknie, ale i ona nie tłumaczy co! Jest za to do tego stopnia tajemnicza, że Stasio ma nieodparte wrażenie, jakby sierściuch go olewał. Po wizytach więc, dla pewności, Stasio dokładnie sprawdza wszystkie miejsca pobytu gościa, w których prowadził swoje monologii w jego obecności.